Gwiazd naszych wina
Tytuł : Gwiazd naszych wina
Autor : John Green
Liczba stron : 6312
Cena z okładki : 34,90
Wydawnictwo : Bukowy Las
Ocena : 5/6
Autor : John Green
Liczba stron : 6312
Cena z okładki : 34,90
Wydawnictwo : Bukowy Las
Ocena : 5/6
Są książki, o których jest lub było głośno, a ja
nadal ich nie przeczytałam. Wstyd mi. Do niedawna do tej grupy książek należała
również "Gwiazd naszych wina". Tysiące dziewcząt wylewało łzy nad
losem bohaterów i zachwycało się metaforami Gusa, a ja wciąż próbowałam gdzieś
dorwać tę książkę. Udało się, dostała się w moje ręce i mogę w końcu podzielić
się z Wami moją opinią.
Autor przedstawił najpiękniejsze dni z życia
umierającej dziewczyny - Hazel Grace. To, co sprawia, że ta książka jest
wyjątkowa i zasługuje na uwagę, jest to, że John Green ukazał tę historię
inaczej niż jest zazwyczaj przedstawiane życie osób chorych na raka. Nie
kierował myśli czytelnika na całe zło i niesprawiedliwość świata, na ból,
smutek i żal. Przedstawił historię Hazel Grace w możliwie najbardziej
przyjemny, ciepły i zabawny sposób. Wykreował wspaniałych bohaterów -
inteligentnych, wrażliwych nastolatków z niesamowitą dozą humoru w każdej
kieszeni i dystansem do siebie. Potrafili żartować z siebie, własnych
niedoskonałości i swojego losu w najbardziej naturalny i zabawny sposób, jaki
przyszło mi kiedykolwiek spotkać.
Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne.
Hazel podczas jednego ze spotkań grupy wsparcia,
na którą została zmuszona uczęszczać, poznaje Augustusa. Ta znajomość zmienia
jej życie o 180 stopni. Przestaje traktować się jak umierającą dziewczynę,
martwiącą rodziców i odbierającą im życie prywatne. Zaczyna patrzeć na świat
jak prawdziwa nastolatka - buntuje się, wychodzi z domu i wygłupia ze
znajomymi. W jej życie wkrada się również pierwsza miłość i związane z nią
wybory, z tymże jej wybory są trudniejsze niż wybory większości dziewczyn w jej
wieku. Jednak to te trudności sprawiają, że bardziej docenia wszystko co ją
spotyka.
Cała historia jest niewątpliwie piękna i warta
przeczytania, ale czy spodobała mi się równie mocno jak większości czytelników?
Być może przeczytałam tak dużo pochlebnych recenzji o niej i słyszałam już tyle
entuzjastycznych reakcji, że oczekiwałam czegoś naprawdę wielkiego, co rzuci
mnie na kolana i odbierze mi mowę. Nic takiego się nie stało. Byłam zadowolona
z miłej lektury, ale liczyłam na więcej. Chciałam rzewnie płakać nad jej
zakończeniem, a pomyślałam o niej jedynie nieco dłużej niż o większości książek
i westchnęłam z żalem : "och, co za smutna historia". Czuję się tak
jakbym nie miała uczuć w porównaniu do wszystkich... Nie zakochałam się również
w Augustusie, co jest chyba wręcz karygodne. Owszem, był przesympatycznym
chłopakiem, zabawnym i bezpośrednio wyrażającym swoje uczucia i opinie, a przy
tym lubującym się w metaforach. Chwilami był ujmująco dziecinny, a czasami
zachowywał się niesamowicie dojrzale. Był świetny jako bohater literacki i
przyjaciel Izaaka i Hazel, jednak gdybym znała go osobiście, przypuszczam, że
szaleńczo by mnie irytował. A raczej jego metafory, w szczególności ta z
czynnikiem niosącym śmierć, któremu nigdy nie dał mocy. Wydawało mi się to
zabawne, ale cała ta zabawność nie miała nic wspólnego ze szczerym,
sympatycznym uśmiechem.
"Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór."
W każdym razie książka nie szarpnęła mnie za serce, ale nie była zła. Mam zamiar przeczytać ją jeszcze raz, bo czuję, że wówczas zrozumiem i poczuję ją lepiej niż za pierwszym razem.
Póki co brak rzewnego płaczu przy zakończeniu, odbijam sobie piękną piosenką z ekranizacji, która sprawia, że przypominam sobie ujmujące momenty historii Hazel i Gusa, co choć trochę sprawia, że się wzruszam.
PS: Kochani, przepraszam, że coraz rzadziej tu wpadam, ale jestem w nowej szkole, poza tym mieszkam teraz w internacie i choruję na wieczny brak czasu... Strasznie mi przykro, ale na przeprosiny szykuję dla Was małą niespodziankę. ;)