Zamknij okno, wieje chłodem

21:20 0 Comments A+ a-








Niestabilne wieże chwiejące się od podmuchu słów. Chłód w domu, niczym od wiatru krzyczącego z okien. Tykające bomby, zakompleksione spojrzenia i pewność siebie bliska zeru. 

- Wiesz jak się zobaczyły nie bardzo wiedziały co ze sobą zrobić. Stały, nieco skrępowane. Kasia nie ma telewizji, internetu, komputera, nie ma rodzeństwa, nie ma sąsiadów. Zaproponowałam, żeby pojeździły na rowerach. Wyciągnęła więc swój - mały i czerwony. Marta na takim uczyła się jeździć. Same znalazły sobie zabawę. Ona jest tam taka samotna, Kropko. Nie ma z kim się bawić. Jest zostawiana sama sobie. Mama, babcia - one traktują ją z dystansem. Trochę chłodno. Niechciane dziecko z przypadku, które trafiło w zły moment.
A ona czeka, ciągle czeka. Żyje z zegarkiem w ręku. Ośmiolatka. Wyczekuje godziny w której mama kończy pracę i biegnie zrobić jej kawę. Ona wypije ją później, jak zwykle zimną, trochę marudząc. Kasia pokazała mi małą muszelkę. Byłaś nad morzem? - spytałam. Nie, tata mi przywiózł. Nie wiem, jak często widzi tatę. Rzadko, patrząc po tych zagranicznych ojcach. Choćby chcieli, są za rzadko.
W klasie też trzyma się na uboczu. Obecna, ale wycofana. Nie wychyla się, choć łapie z uśmiechem przejawy zainteresowania jej osobą. Ostatnio jak ją widziałam cała klasa biegała po boisku, a ona siedziała przy krzaczku z psem-zabawką. Spytałam Marty czy nie uważa, że Kasia jest trochę samotna. Nie, mamo. Na pewno nie. Ona po prostu taka jest. Cholera, chyba dobrze mi z tym, że ona jeszcze tego nie widzi.

Pocieszyłam ją zapewniając, że sama Kasia też pewnie sama tego jeszcze nie zauważa. Mader płakała, a broda jej drżała. Wiedziała, że Kasia to nie samotnik z wyboru. To nie ponadprzeciętny indywidualista, tylko przeciętne dziecko szukające uwagi.

Pamiętam Bartka z podstawówki. Zawsze był tym cichym i nic nie mówiącym, choć zawsze siedział w grupie. W trzeciej klasie dostał trójkę, a mała grupka dziewcząt (łącznie ze mną) uznały, że potrzebuje naszego przytulenia i pocieszenia. Darzyłyśmy go głośnymi zapewnieniami, że to nic i jest dobrze. A on tyko cicho siedział zalewając się łzami. Z biegiem lat nie wiele się zmieniło. Chłopacy podśmiewali się z niego, że to ta cicha woda, która rwie brzegi. Często wypominali mu sytuację, gdy dopadł klasowego kolegę i bił go, kopał z furią i łzami w oczach. Nie widział nic oprócz leżącego Huberta, któremu zadawał kolejne ciosy, bo pozwolił sobie na jeden żart za dużo. Gdy o tym wspominali Bartek podrywał wówczas zaskoczony głowę i uśmiechał się nic nie mówiąc. Bo tak robił zawsze.

Brak poczucia więzi z najbliższymi, wykluczenie - na poziomie klasowym, grupowym czy nawet rodzinnym - to problem o którym się nie mówi. Z nim trudniej walczyć niż z przemocą. Badania dr. Agnieszki Wilczyńskiej z 2013 roku dowodzą, że aż 65 procent nastolatków doświadczyło któregoś z rodzajów wymienionych przeze mnie wykluczeń i boją się odrzucenia, które może ich spotkać w przyszłości.
Reakcja odrzuconych zwykle nie jest natychmiastowa. Tym bardziej, gdy skupimy się na odrzuceniu w rodzinie. Poczucie niekochania i nie okazywane zainteresowanie przeradzają się w długofalowe skutki, które budzą się z czasem.
W pierwszych trzech latach życia kształtuje się nasz mózg - o tym jakie bodźce go w tym czasie stymulowały dowiemy się dopiero później. Z dziecka bitego, poniżanego, zaniedbywanego czy dziecka, które nie było otaczane czułością nie może się rozwinąć osoba śmiała, w pełni świadoma swojej wartości, ufająca innym i kochająca życie.


Idealnie odzwierciedla to eksperyment Harrego Harlowa. Umieścił on w klatkach małe małpki, a wraz z nimi dwie atrapy matek. Jedna szmaciana, druga druciana. Małpy zdecydowanie częściej udawały się do szmacianej matki, niezależnie od tego, która z nich miała mleko. W czasie zagrożenia to do niej podbiegały, a gdy zostały zamknięte w nieznanym pomieszczeniu to do niej kierowały swoje pierwsze kroki. Poszukiwały one ciepła, bliskości i kojącego dotyku. Badanie uzmysławia, że aby wychować zdrowe, szczęśliwe dziecko nie wystarczy zaspokoić jego podstawowych fizjologicznych potrzeb. Równie ważny jest fizyczny kontakt, czułość, poczucie bezpieczeństwa. Eksperyment Harlowa pokazał również, że małpy, które były wychowywane z atrapą i nie doświadczyły matczynego ciepła, przekładały te emocje na własne dzieci. Nie interesowały się swoimi małpami, były nawet w stanie je zabić. 

Autorzy Amerykańskiego Suregon General's Report piszą :
"Słabe więzi społeczne prowadzą do podejmowania zachowań przemocowych częściej i o znacznie większym nasileniu niż przynależność do gangów, ubóstwo czy narkomania." 

Brak czułości w rodzinie przekłada się na skrywanie swoich emocji we własnym zamkniętym światku, bo nikt nigdy nie nauczył ich okazywać. Nie przytulał spontanicznie, nie płakał, nie całował w nos na dobranoc. Nie rozmawiał o dwóch najważniejszych słowach świata i kilku nieco mniej ważnych. W takim wypadku emocje się nawarstwiają. Układa się wieżę uczuć. Żal, smutek, ból, złość. Dochodzi do przeniesienia agresji, która wybuchnie z dużym opóźnieniem lub zostanie przeniesiona na inną osobę. Ile wież już runęło? Te też runą, bo brak im solidnego fundamentu...




Ronald Russel, brytyjski polityk, pięknie pisał o tym należy postrzegać dziecko i wychowywanie go. W kilku prostych słowach, pokazał, że to co robimy dziś nieodzownie łączy się z przyszłością. To, że dzisiejszy człowiek to wczorajsze dziecko.






Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu