"Amber" Gail McHugh
Rzadko łapię za romans, zwyczajnie nam nie po drodze. Wolę emocje zdecydowanie różne od tych, które proponuje mi ten rodzaj książki. Jednak, gdy już za niego łapię, gdy mam ochotę przeżyć coś zupełnie szalonego, spontanicznego i nieprzewidywalnego chcę, żeby to było coś, co mnie rzuci na kolana. Czasami każdy tego chce.
Prawdziwy romans powinien mieć w sobie tę nutkę magii, która sprawia, że zasypiamy z nadzieją na własnego księcia z bajki. Prawdziwy romans zamyka się w środku nocy z gniewem wściekłej kobiety, bo skończyło się coś, co zajmowało przez ostatni czas wszystkie nasze myśli. To prawie jak zakończenie związku!
Jednak przede wszystkim romans, który chce się przeczytać powinien wciągać czytelnika od pierwszej strony, oddziaływać na myśli, emocje i działania...
Czy takie jest "Amber" Gail McHugh? Zdecydowanie. Znajdziemy tam wszystkie przeze mnie wymienione cechy i wiele więcej. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że romans zazwyczaj opiera się na sporej ilości banału i tak jak przeczytałam już kilka romansów, tak jeszcze nigdy nie udało mi się uniknąć tej cechy. Ważne jest jednak to czy autorka potrafi wydobyć z tego banału coś fajnego. McHugh się to udało. Można to przewrotnie nazwać "dobrym banałem".
Amber zaczyna studia, ale sam ten fakt nie jest nam do niczego potrzebny, bo ważniejsze jest o kogo się potyka pierwszego dnia na uniwersytecie, kto zaczyna wulgarnie ją podrywać, a kto obiecuje długi serialowy seans. W każdym razie Amber poznaje dwóch, zupełnie różnych chłopaków. Dwójka przyjaciół. Pierwszy to wytatuowany, typowy bad boy. Drugi to zielonooki romantyk ze snów. Każdy w nich ma w sobie coś co ją pociąga i nie potrafi dać spokoju. Wiąże się z jednym, a flirtuje z drugim. Fabuła, jak mówiłam, dość banalna, wiele późniejszych elementów też jest nieco sztampowych jak chociażby sami bohaterowie. Każdy z nich ma za sobą bardzo przykrą przeszłość, to mocno wpływa na ich zachowania, relacje z ludźmi i wszelkie wybory. Przez to łączy ich również szalona teraźniejszość.
"Amber" rozpoczyna się typowo i mało wyraziście, kończy się jednak z wielkim przytupem. Okazało się, że McHugh przygotowała niespodziankę, przebijając zdecydowanie "Collide". Porównując te dwie książki, ma się wrażenie, że pisały je dwie zupełnie różne osoby. Przy "Amber" jej debiut wydaje się bardzo poprawny i delikatny. Słowa, którymi romans jest opowiadany, były początkowo subtelne, by wywołać nieśmiały uśmiech nieświadomej czytelniczki. Z czasem jednak zaczynają być nieokiełznane i namiętne. Agresywnie burzą wszelkie nasze zasady i reguły, rozbudzając emocje do czerwoności i prowokując do takich myśli jakich nigdy byśmy się po sobie nie spodziewali. Tak właśnie pogrywa z nami Gail McHugh, początkowo delikatnie podpuszcza, a potem atakuje nas z całą siłą.
Gdy przekÅ‚ada siÄ™ kolejnÄ… kartkÄ™ książki, a emocje wariujÄ… bardziej niż w gÅ‚owie głównej bohaterki, wie siÄ™, że to byÅ‚ dobry wybór. Gail McHugh stworzyÅ‚a powieść, która od poczÄ…tku do koÅ„ca zadziwia oraz prowokuje – samÄ… fabuÅ‚Ä…, postaciami i sÅ‚owami agresywnymi i namiÄ™tnymi. Każda strona kipi od emocji, uczucia buzujÄ… i wzrastajÄ… wraz z każdym kolejnym rozdziaÅ‚em. To szokujÄ…ca powieść w którÄ… niebezpiecznie Å‚atwo siÄ™ wkrÄ™cić. Do tego stopnia, że zakoÅ„czonÄ… książkÄ™ zamyka siÄ™ z wypiekami na twarzy i drżącymi dÅ‚oÅ„mi w Å›rodku nocy. Z tylko jednÄ… myÅ›lÄ… w gÅ‚owie – „ChcÄ™ wiÄ™cej”.
Dziękuję za komentarze. Każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny i motywuje mnie do dalszej pracy. ;)