#Starsze pokolenie pisze : Wiek cudów, Karen Thompson Walker
Świat się zmienia, nastąpiło spowolnienie. Każdy dzień staje się dłuższy, równowaga pomiędzy dniem a nocą się zaciera. Podłoże zmian jest „naturalne” i związane ze spowolnieniem ruchu obrotowego Ziemi. Konsekwencje są nieodwracalne: osłabienie siły grawitacji i pola magnetycznego, choroba grawitacyjna, burze słoneczne, pożary, trzęsienia ziemi, niebezpieczne promieniowanie.
Powieść bez wątpienia można uznać za atrakcyjną literaturę pod względem pomysłu na książkę. Minusem dla mnie, chociaż jak przypuszczam był to zabieg literacki, jest sposób prowadzenia fabuły, powolny, momentami ocierający się o skrajne spowolnienie akcji. Autorka przedstawia wizję końca świata jako długotrwały proces, który skazuje ludzi na powolne czekanie na śmierć, bo to, że ona nastąpi jest pewne.
Połączenie dramatycznych okoliczności przyrody i okresu dojrzewania głównej bohaterki budził we mnie pewien dysonans, jednak zabieg ten spowodował, że katastroficzne wizje końca świata w połączeniu z niewinnym wiekiem dojrzewania (pierwsza miłość, pierwszy pocałunek) pogłębił w moim mniemaniu dramatyzm sytuacji.
Narratorką jest jedenastoletnia Julia, która jest raczej outsiderką w szkole, spowolnienie jeszcze bardziej izoluje ją od „świata”. Powieść jest utrzymywana w formie pamiętnika nastolatki o katastroficznej wizji świata. Julia opowiada o rożnych sposobach adoptowania się ludzi do nowych okoliczności. Matka głównej bohaterki popada w chorobę, tzw. syndrom spowolnienia, ojciec natomiast udaje, że nic się nie zmienia. Sytuacje ekstremalne to sprawdzian dla ludzkich charakterów, coś co na początku jest problemem po czasie okazuje się naturalne, Przyzwyczajenie to druga natura, ale czy na pewno?
Kiedy wydłuża się doba, rząd podejmuje decyzję o trwaniu przy czasie zegarowym, lecz są ludzie, którzy postanawiają żyć w zgodzie z rytmem dnia z tzw. czasem prawdziwym.
Następuje społeczny rozłam, rzecz z pozoru błaha, a staje się źródłem sąsiedzkich konfliktów i dramatów.
Julia przeżywa utratę przyjaźni z Hanną, nieśmiałe uczucie do Setha, chłopca jeżdżącego na deskorolce. Seth przeżywa śmierć swojej matki, ucieczkę w pracę swojego ojca, jest równie samotny jak Julia.
„Wiek cudów” zaliczam do powieści, które nie poruszyły mnie na początku czytania, odniosłam wręcz wrażenie, że nie jest to książka dla mnie. Przekonała mnie jednak uniwersalność przesłania, którą można odnaleźć w powieści - przede wszystkim o trudach dojrzewania. Koniec świata czuć na każdej kartce jednak w tle dzieją się mniejsze dramaty, dramaty dnia codziennego, które też trzeba przetrwać.
Samotność to jest ta prawda o której nie chcemy czytać, równie nieuchronna jak koniec świata.
Co nam pozostaje, a pozostaje nam zawsze to nadzieja.
Dziękuję za komentarze. Każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny i motywuje mnie do dalszej pracy. ;)