# Starsze pokolenie pisze: Wikingowie. Wilcze dziedzictwo, Radosław Lewandowski

15:55 0 Comments A+ a-

  

Poniższa recenzja miała być napisana już dawno, dawno temu…. Dlaczego tak długo leżała na dnie szuflady? Powodów było kilka, pomijając te osobiste, muszę przyznać, że bardzo długo czytałam “Wikingów. Wilcze dziedzictwo”. Potem równie długo biłam się z myślami i wciąż nie jestem pewna, co o tej pozycji myśleć.

Na początek – topór w głowę. Nie potrafiłam ogarnąć swoim umysłem nazw ani koligacji. Ogólnie mówiąc żargon skandynawski rozłożył mnie na łopatki.  Radosław Lewandowski postanowił, urozmaicić czytanie "Wilczego Dziedzictwa" - trudno tu szukać jednego bohatera. Jest ich kilku i muszę przyznać, że jest to w mojej ocenie trochę irytujące. Gdy zaczynałam nawiązywać jakąkolwiek nić porozumienia z bohaterem to księga się kończyła i zaczynałam od nowa…
Przykładowo pierwsza księga to losy młodego Wikinga Oddiego, który jest synem Asgota z Czerwoną Tarczą. Obaj wraz z kamratami udają się na misję do stormana Håkona Benløsa, któremu chcą zaproponować wspólny najazd na Duńczyków. Oddi, który jest raczej solą w oku niż krwią z krwi ojca, naruszy zasady gościnności, co postawi Asgota w trudnej sytuacji i zmieni los całej misji. Podsumowując to przydługie wprowadzenie, autor funduje nam co kilka stron nowego bohatera, czytamy losy Oddiego i już za chwilę śledzimy losy jego ojca, by potem znowu przeskoczyć na chłopaka. Potem spędzimy chwilę nad losem ich gospodarza tylko po to, aby za sekundę znaleźć się znowu w towarzystwie kogoś innego. Taki ping pong towarzyski.
Autor, nie tylko nie ograniczał ilości bohaterów,  geograficznie również miał rozmach, począwszy od  akcji w Norwegii i drobnych walk z Duńczykami, przenosimy się do Szwecji, aby uczestniczyć z naszymi licznymi bohaterami w wojnie domowej, a po licznych perturbacjach trafić do Hiszpanii czy Ameryki Północnej.

Pomimo, pewnych drażliwych kwestii, o których już wspomniałam,  jest w tej książce coś co mnie na swój sposób urzekło. Język, w jakim Radosław Lewandowski napisał powieść jest tak lekki i frywolny, były momenty gdzie uśmiech nie schodził  mi z twarzy. Od pierwszych stron książki, wręcz namacalnie można poczuć fascynacje Lewandowskiego tematem Skandynawii, wikingów oraz fantastyki i to mnie do niej w ostateczności przekonało, bo uwielbiam ludzi z pasją. Radosław Lewandowski bez dwóch zdań taką pasję ma, możliwe, że niektórzy bedą tą pasją przytłoczeni, ale uważam, że warto podjąć to ryzyko. Chociażby po to, aby poczuć ta energię ludzi, którzy szli na spotkanie śmierci z honorem i uśmiechem na twarzy. Szaleńcza odwaga, żądza władzy, ciekawość świata, gorąca miłość to wszystko składa się na legendę Wikingów. Muszę przyznać, że mimo tego, że książką zainteresowałam się tyko dlatego, że opisem nawiązywała do legendy Thora i mitycznej krainy Asgardu i wielkiego Odyna (jestem ogromną fanką Marvelowskiej wersji tej skandynawskiej legendy) to mimo wszystko, z ogromnym zdziwieniem przyznaje, że książka mi się spodobała i z czystym sumieniem polecam, jako lekturę na długie jesienne wieczory.

Dziękuję za komentarze. Każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny i motywuje mnie do dalszej pracy. ;)

Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu