Mademoiselle Chanel, C.W. Gortner

12:08 0 Comments A+ a-


Są osoby, które po prostu się kojarzy, zna. I podziwia. Mimo wszystko, wbrew wszystkiemu. Coco Chanel należy do tych osób, chociażby dlatego, że z niczego stworzyła sobie wszystko. Dziś na pewno przyznano by jej statuetkę kobiety sukcesu. Wtedy wystarczył podziw i szacunek.  

Bałam się tej książki, trochę bardziej niż bardzo. Wyobraź sobie, że umierasz, a ktoś spisuje Twoje myśli nigdy z Tobą nie rozmawiając. Pisze książkę o Tobie posługując się Twoimi słowami. Jeśli już rozumiesz o co mi chodzi to jesteś w stanie w pełni zrozumieć mój strach. Gortner mocno ryzykował i mógł się spodziewać sporego linczu na swoją osobę. Mimo to, ta decyzja tylko mu pomogła. Dzięki temu książka nie jest zbiorem suchych treści, a odnosi się wrażenie, że są to rzeczywiste myśli Chanel. Jednocześnie nie naruszył granicy dobrego smaku i wszystko opisał z dużym wyczuciem. Nawet najbardziej intymne sprawy. 
Christian Gortner starał się trzymać jak najbliżej prawdy. Historia Chanel obrosła bowiem w legendy i plotki, od czego on starał się tę książkę z całych sił odciąć. Nie snuł domysłów i nie koloryzował. Można tu poznać prawdziwą Coco, naprostować wszelkie zdobyte wcześniej o niej informacje i poznać kawałek bardzo ciekawej historii. Książką, oczywiście, powinny przede wszystkim zainteresować się osoby dla których Chanel jest wzorem. Poleciłabym ją jednak każdemu - ludziom, którzy kompletnie nie interesują się modą, jak na przykład ja. Nie wiem nic o panujących trendach, nie potrafię wymienić najlepszych współczesnych projektantów ani modelek, a mimo to "Mademoiselle Chanel" była dla mnie pasjonującą książką, bo to po prostu dobra opowieść o fascynującej kobiecie. Gortner, który początkowo wiązał swoją przyszłość z modą ma niesamowitą zdolność obrazowania. Wszystkie historie i obrazy z łatwością byłam w stanie przywołać sobie przed oczyma.
Sama Chanel w książce nie została w żaden sposób wyidealizowana. Widać jej niezliczone, zarówno wady, jak i zalety. Jak sama mówiła "Moje życie mi nie nie odpowiadało, więc sama je sobie stworzyłam". Wszystko czego dokonała nie było oparte na jakichkolwiek możliwościach. Zwyczajnie ich nie miała. Historia z modą zaczęła się od sierocińca w którym się wychowywała. Tam nauczyła się szyć i zaczęła sprzedawać swoje filcowe kapelusze. Realizowała siebie i swoje pomysły. Odnajdywała się w każdej sytuacji, umiała słuchać ludzi i wykorzystywać kontakty. Chciała wszystko zawdzięczać tylko sobie - kiedy tylko mogła regulowała wszystkie długi. Ważnym aspektem w jej życiu byli mężczyźni - zdarzało się, że łączyła ich raczej transakcja wymienna niż prawdziwy związek, ale były też uczucia, które rozpalały jej dusze najgorętszym ogniem, który ranił... Była samotna, chociaż ona tego tak nie odczuwała. Wracała do pustego domu, ale nie rozpaczała, bo jej praca była jej spełnieniem. Lubiła to co robi i wszystko temu podporządkowała. Miała ambicje, wysokie cele i je spełniała. Dziś można by ją nazwać pracoholiczką. Dziś cała jej sława nabrałaby zupełnie innego określenia. Można brać jej osobę za wzór, ale też za przestrogę. Sukces ma zawsze ciemne strony, dążąc do niego należy być tego świadomym.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Między Słowami. 

Zdjęcie pochodzi ze strony kobieta.onet.pl

#Starsze pokolenie pisze : Mężczyźni bez kobiet, Haruki Murakami

10:02 0 Comments A+ a-

 
Mężczyźni bez kobiet to moje pierwsze spotkanie z twórczością Murakamiego i wydaje mi się, że  jest dosyć niekonwencjonalnie, bo zaczynam od opowiadań. Siedem krótkich opowiadań wydaje się dawać tylko ułamkową część wiedzy o jego twórczości. Wydaje...


Niezwykle trudnym zadaniem jest ocena opowiadań, za którymi osobiście nie przepadam. Podeszłam więc trochę do tej książki z dystansem, a trochę z nutką ciekawości i podekscytowania - słyszałam już o nim tyle dobrego!  Poza tym nie mogę napisać, jak większość recenzentów, do czego są tu nawiązania, odnośniki i czy opowiadania są typową czy nie typową twórczością. To wysoce niekomfortowe zadanie. 
Mężczyzni bez kobiet to z pozoru bardzo proste i iluzorycznie nieskomplikowane historie, gdzie narrator snuje opowieść i rozbudowuje ją o kolejne wątki. Czytając, gdzieś podskórnie czeka się na wyjaśnianie dłuższej całości, która bez dalszego ciągu wydaje się pozbawiona sensu. Opowiadania, a przynajmniej większość z nich, sprawiają wrażenie pozbawionych jakiejś składowej, która nie tworzy nam jedności, nie daje poczucia sytości po ich przeczytaniu. Okazuje się to magią dla naszej wyobraźni, brak jednego klocka pozwala nam tworzyć swoje historie, dopowiadać i rozwiązywać historie mężczyzn bez kobiet.
I w ten, prosty sposób Murakami zwraca nam uwagę pewną na prawdę: nie wszystkiemu w życiu jest spektakularne, czasami brakuje puenty.  
A mimo to życie może mieć głębszy sens i prowadzić do kolejnych historii. Z puentą lub bez.
Daleka jestem od powiedzenia, że mogłabym czytać Murakamiego bez końca. Zaintrygował mnie, pokazał, że można opisywać historie inaczej, ale czuję się jak dziecko bez zabawek... Nie jestem przyzwyczajona to takiej twórczości.
Wręcz mogę powiedzieć, że brak zakończenia pozbawił mnie poczucia bezpieczeństwa! Nie wiem czy morderca został skazany, czy para zagubionych kochanków żyje długo i szczęśliwie…  Jest wciąż taki szablon w mojej głowie, którego nie zdołałam przeskoczyć nawet dla  Murakamiego.
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu