#Starsze pokolenie pisze : Tango dla oprawcy, Daniel Chavarria

19:47 4 Comments A+ a-


„Tango dla oprawcy”, dla takiego przypadkowego czytelnika, jak ja - jest szokiem. Wiem, że nie wrócę już do tej książki. Pewne fragmenty tej powieści nie są przeznaczone dla wrażliwych dusz i, jak przypuszczam, nie przypadnie ona też do gustu czytelnikom gustującym w sensacyjnych książkach. Nikt mnie nie przygotował na tę historię, nigdzie nie było napisów informujących „Uwaga! Książka zawiera opis drastycznych scen, czytać w obecności dorosłego”.

Historia trójki bohaterów przeplata się w czasie i przestrzeni przez całą powieść. Zamożny przedsiębiorca Ald Bianchi, prostytutka, którą  poznaje na Kubie oraz Albert Ríosa , największy wróg Alda.
Aldo Bianchi jako szanowany przedsiębiorca przyjeżdża na Kubę w interesach i do przyjaciół, tam poznaje prostytutkę Bini, która naprowadza go na ślad jego największego wroga. Alberto Ríosa to  wyszkolony przez CIA wojskowy, który pod fałszywym nazwiskiem przebywa na Kubie. Aldo postanawia się zemścić, szybko rezygnuje jednak z planu zastrzelenia Alberta. Wymyśla inny plan, w realizacji którego pomaga mu Bini.
Autor stworzył intrygę i umiejscowił ją w realiach  kubańskiego życia, czytając miałam wrażenia powolności i gorąca, które jak mgła oplata bohaterów powieści. Akcja rozwija się bardzo powoli, historia nabiera rumieńców w momencie gdy autor przedstawia nam historię Alberta i jego sadystyczną ścieżkę kariery w policji. Opisy tortur i dewiacji seksualnych są opowiadane równie namiętnie jak opis przyrody w „Nad Niemnem”, co uznaję za wybieg autora, aby w sposób dotkliwy pokazać deprawację obyczajową. Jest to trochę odstraszające i przerażające, mam na myśli tę łatwość i bezosobowość opisu.
Parna, piękna i gorąco wierząca ale jednocześnie biedna, zepsuta Kuba jest tłem opowieści, sposób narracji pozwala się wczuć w rytm kubańskiej stolicy. Wielowymiarowość Kuby i jej kolorystyka sprawia, że prostytutka, zapytuje kapłana o pozwolenie czy może skłamać w procesie sądowym, to tutaj ofiara staje się katem, a sadysta udaje nawróconego w społeczeństwie obywatela, nic tu nie jest oczywistością.

Czy żałuję, że ją przeczytałam? Zdecydowanie nie. Jestem zadowolona, że ją skończyłam, a to duża różnica. Ogromne brawa dla autora za sposób w jaki kreuje bohaterów, ta nietuzinkowość postaci wzbudza ogromna niepewność. Bo jak inaczej opisać wątki gdzie sadysta staje się zaszczutą ofiarą? Pokrzywdzony, poniżony staję się oprawcą? Bohater, którego mentalnie wspieramy, okazuje się pnie tym za kogo go uważaliśmy? Oraz wiele innych zostających w pamięci historii, zadających cios w nasze poczucie sprawiedliwości, moralności i przyzwoitości. Na koniec tylko napiszę: Czytacie na własne ryzyko.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu MUZA. 
Po raz kolejny zachęcam i gorąco proszę Was o wypełnienie ankiety, żebym lepiej blogowała i żebyście Wy chętnie tu zaglądali! ;) 
http://goo.gl/forms/faEaQdxOPe

Koronkowa robota, Pierre Lemaitre

11:39 6 Comments A+ a-


Gdy byłam mała, bałam się potworów. Duchów, różowego gluta lejącego się z wanny w Pogromcach Duchów, demonów, które opętały Emily Rose i wszystkiego, co podsuwała mi wyobraźnia najstraszniejszego. Znaczniej później zaczęłam zauważać, że prawdziwe zło nie tkwi w nadprzyrodzonych siłach, a w ludziach. Ludziach, których mijam z uśmiechem na ulicy, którym podaję książkę, bo wypadła im na ławce. Kiedyś miałam przez to niezłego świra. Bałam się, bo nie wiedziałam czy można komukolwiek ufać, bo wiedziałam, że ludzka psychika zaskakuje w najmniej przyjemne sposoby, że mogą dziwić własne myśli i czyny. Dlatego nie czytam kryminałów, bo boleśnie o tym przypominają. Szczególnie ten. 

Od pierwszych stron Pierre Lemaitre serwuje nam z francuską dostojnością sporą porcję emocji. Wykreowana przez autora rzeczywistość jest brutalna. Chociaż to słowo wydaje się być zabawnie delikatne i nieodpowiednie do określenia rozczłonkowanych ciał przybitych do ścian. Sceny są naprawdę cholernie makabryczne, a autor skrupulatnie dobierając słowa opisał je do bólu realistycznie. Pojawią się przed oczami w najmniej chcianym momencie - na spacerze, w łazience i gdy siedzę sama w domu. 

Głównym bohaterem jest komisarz paryskiej policji - Camille Verhoeven. Nie jest to typowy stróż prawa, wyróżnia go przede wszystkim osobowość i wzrost. Będąc nieprzeciętnie niskim mężczyzną niejednokrotnie
spotkał się z pogardliwym spojrzeniami i komentarzami. Jednocześnie właśnie dzięki takim zachowaniom jego charakter stał się żelazny, a on sam poważany w całej Francji. Społeczeństwu dał się poznać jako nieugięty mężczyzna z zasadami, natomiast prywatnie rozczula go jego żona z krągłym brzuchem, nosząca pod sercem ich wspólne szczęście. 
Ostatnie dwa miesiące ciąży to czas, który Camille powinien w pełni poświęcić Irenè, jednak na skutek wydarzeń w pracy przebywają ze sobą coraz mniej. Tym bardziej, że każdy krok komisarza śledzi wyjątkowo wścibski i nadgorliwy dziennikarz. Ostatnie, wyjątkowo okrutne morderstwo spędza mu sen z powiek, zakrząta myśli i zabiera codzienność. Zabójca inspirując się klasycznymi kryminałami morduje kolejne ofiary na wzór zbrodni opisanych między innymi w "Czarnej Dalii" czy "American Psycho". 
Nie da się ukryć, że to bardzo trudna sprawa. Sprawca pozostawia miejsca zbrodni bez żadnych swoich śladów, a każdy szczegół, przedmiot jest ściśle przemyślany. Lemaitre opisał to wszystko bardzo skrupulatnie, szczegółowe opisy miejsc zbrodni mogą przerazić bardziej wrażliwych czytelników, ale na pewno wywrą też spore wrażenie na innych. Autor zdaje się cały czas współpracować z odbiorcą. Opisuje kolejne kroki w śledztwie, szczegółowo przedstawia tok myślenia Camille'a. 

Na pytanie czy ta książka jest warta uwagi, chyba nie powinnam odpowiadać. Nudziła mnie i przerażała. Kryminał to nie jest gatunek, który mi odpowiada. Jednak muszę przyznać, że zakończenie potrafiło spowodować u mnie szybsze bicie serca, na chwilę zabrać oddech. Wyścig z czasem był momentem, który przykuł mnie do książki i nie pozwalał się oderwać dopóki nie przeczytałam ostatniego zdania.


Wbijajcie na ankietę i wypełnijcie ją prooszę, bo to dla mnie BARDZO ważne. Chcę lepiej blogować. Dla Was i dla siebie. ;)
KLIK

  

Gdyby nie ona, Joyce Maynard

12:26 12 Comments A+ a-




W zeszłe wakacje poznałam pewną kobietę. Rozmawiało nam się dość lekko, choć czasami mnie irytowała lub nudziła. Mama mi zawsze mówiła, że nie wolno oceniać ludzi po pierwszym spotkaniu, wrażeniu. W te wakacje spotkałyśmy się znów. Rozmawiało nam się przyjemniej, swobodniej, choć ona dość często zahaczała o tematy, które już dawno omówiłyśmy. Chciałabym Wam przestawiać Joyce Maynard. 

Po zeszłorocznej lekturze książki "Ostatni dzień lata" zapadło mi w głowę nazwisko autorki. Bardziej niż sama książka. Może to i lepiej. Tamtej nie zaliczyłabym do książki najwyższych lotów. A ta, wywarła na mnie spore wrażenie, mimo małego zgrzytu. 

To trochę obyczajówka, trochę dramat i kryminał. Choć przy najbardziej emocjonującej scenie można też odnaleźć zalążek dobrej komedii. Sprawa rozchodzi się o dwie niesforne siostry, którym matka w depresji dała pełną swobodę. Lato 1979 r. Nie mają telewizora, komórki, internetu. Biegają po zboczach, piszą opowiadania i podglądają sąsiadów. Ich domem jest podwórko i  tak jak wielu rodziców zarzuca swoim pociechom - traktują dom jak hotel. Przychodzą spać i jeść. Choć i jeść czasem się nie chce. Uciekają przed nudą, wiecznie smutną mamą i tęsknotą za ojcem - detektywem lokalnej policji. Przyjeżdża rzadko, ale każde z tych spotkań ma w sobie tyle wyjątkowości, ile tylko może mieć spotkanie dziecka z ojcem. 

Pewnego dnia na wzgórzu za domem Rachel i Patty dochodzi do morderstwa. A potem do kolejnych kilkunastu. Dziewczyny dostają od ojca, który prowadzi sprawę, surowy zakaz bawienia się na wzgórzu. Oczywiście, jako kochane grzeczne córeczki posłuchały rady ojca. Łapa w górę, kto się domyśla, jak to się skończyło. Pewne swoich zdolności i przebiegłości, postanawiają za wszelką cenę rozwiązać sprawę seryjnego mordercy. Trafiając na kolejne tropy są coraz bardziej zdeterminowane, tym bardziej widząc, jak śledztwo zabiera im ojca.

Sięgnęłam po tę książkę, bo to rzeczywiście było jak spotkanie z wakacyjną znajomą. Poza tym ta okładka... Jest tak urocza, że od razu było widać, że to będzie dobrze spędzony czas. Zdecydowanie bardziej podoba mi się polska wersja od oryginalnej. 

Tak jak jednak mówiłam Joyce Maynard mówiła mi o sprawach, o których mówiła mi też przy poprzednim spotkaniu. Pojawił się taki sam schemat, jak w poprzedniej książce. Rozwód rodziców - ojciec układa sobie życie, a matka wpada w depresję. I znów nie potrafi gotować. Ale już same postacie znacznie się od siebie różnią. Zapałałam miłością do ojca Rachel i Patty. Mimo, że był nie obecny, że zdradzał ich matkę, że kochał wszystkie kobiety... to wciąż one były najważniejsze. Kochał je tak jak nie kochał nikogo, rozmawiał z nimi i traktował jak równe sobie, ich przygody, wspólne spędzanie czasu, wspomnienia, które zostaną z nimi na zawsze - to było piękne. Piękna była też więź sióstr, które połączyło nie tylko wspólne dzieciństwo i geny. To ta z siostrzanych miłości, która należy się każdemu. Skoczą za sobą w ogień, robią ze sobą najgłupsze rzeczy i nie mają przed sobą żadnych tajemnic. Czytając o tym, zatęskniłam za moją młodszą siostrą, którą nie widziałam już jakiś czas.

Autorka znów pochyliła się nad tematem rodziny i dojrzewania. Z tego jest znana. Tak jak w poprzedniej książce jej podejście do tych trudnych tematów wydawało mi się trochę nieodpowiednie, może troszkę niesmaczne, tak przy tej mogę jej tylko złożyć gratulacje. Nie tak dawno też byłam trzynastolatką, podobnie jak Rachel, i pamiętam moje przerażenie, problemy. Idealnie oddała powagę tej sytuacji. Ważnym tematem była też rodzina Co z dziećmi, gdy rodzice się rozwodzą. Co z rodzicami i ich prawem do szczęścia. 
Podoba mi się w jej książkach lekkość z jaką pisze o problemach, jak sprawia, że trudne rzeczy czyta się przyjemnie. To książka, którą zdecydowanie każdemu bym poleciła, szczególnie na wakacje wydaje mi się idealną pozycją. Nie głupią, ale nie za trudną. Prostą, ale nie prostacką.


"Tak frapujące powieści nie pojawiają się zbyt często"
Jodi Picoult

Próżna, Sylwia Zientek

17:07 3 Comments A+ a-

 
  
Szczęście to pojęcie względne. Bardzo umowne.  Liczyłam na lekką książkę o wyścigu szczurów, wyrzeczeniach i drodze po trupach. Nieco przykrą, ale niewymagającą i prostą. Trochę się przeliczyłam. Trochę bardzo. 

Dawno nie czytałam tak smutnej i dołującej książki, która mimo wszystko nie przedstawiała żadnej łzawej historii. Jakie są najprostsze marzenia większości ludzi? Rodzina, sukces zawodowy, godna podziwu uroda. Ja też o tym marzę. Bohaterowie tej książki osiągnęli każde z tych marzeń, a ich życie jest puste i smutne.
 Bardzo zdołowała mnie ta książka. Myśl o tym, że spełnienie swoich marzeń może mieć zupełnie inny oddźwięk w moim życiu niż tego oczekiwałam, że spełnianie się i realizowanie może człowieka zgubić zamiast sprawić go bardziej wartościowym… To cholernie smutne. Udowadnia, że na szczęście składają się szczegóły.  

 "W jej duszy powoli gromadzi się osad, produkt uboczny przeświadczenia, że wszystko, co pozornie dobre, nie jest do końca tym, co sobie wyobrażała. "

Cała historia, wbrew temu co można przeczytać w nocie wydawniczej, nie opowiada tylko o dwóch dziewczynach, które zaczęły pracę w kancelarii. To opowieść o całej prawniczej śmietance towarzyskiej.
Władza, która daje satysfakcję, podbudowanie swojej wartości przy młodszym kochanku, pracoholizm, dążenie do idealnego wyglądu, seksoholizm, związek bez miłości.
Wszystko to przykryte inteligentnymi rozmowami o poezji, obrazach, sztuce, religii, literaturze, sensie życia. Widać tu pasję autorki, która opisuje na swoim blogu (www.zientek.blog.pl) życie ludzi z kręgów kultury. Swoją wiedzę wykorzystała w książce, gdzie często wspomina o poetach, pisarzach, muzykach. Bohaterowie jej książki traktują sztukę, jako coś ważnego w życiu. Łączy ludzi, wyznacza poziom, jest pretekstem do długich, pasjonujących rozmów.

To nie jest książka z wartką fabułą i zwrotami akcji. Szczegółowe opisy bohaterów pozwalają sobie uzmysłowić ich problemy, tok myślenia, zrozumieć lub znienawidzić. To książka, która mocno skupia się na przesłaniu. Woli dać odbiorcy przemyślenia niż historię.
Warto poświęcić jej uwagę. Otwiera oczy.
Obsługiwane przez usługę Blogger.

Szukaj na tym blogu