środa, 19 listopada 2014

Gwiazd naszych wina

 Tytuł : Gwiazd naszych wina


Autor : John Green


Liczba stron : 6312


Cena z okładki : 34,90


Wydawnictwo : Bukowy Las


Ocena : 5/6





Są książki, o których jest lub było głośno, a ja nadal ich nie przeczytałam. Wstyd mi. Do niedawna do tej grupy książek należała również "Gwiazd naszych wina". Tysiące dziewcząt wylewało łzy nad losem bohaterów i zachwycało się metaforami Gusa, a ja wciąż próbowałam gdzieś dorwać tę książkę. Udało się, dostała się w moje ręce i mogę w końcu podzielić się z Wami moją opinią.
Autor przedstawił najpiękniejsze dni z życia umierającej dziewczyny - Hazel Grace. To, co sprawia, że ta książka jest wyjątkowa i zasługuje na uwagę, jest to, że John Green ukazał tę historię inaczej niż jest zazwyczaj przedstawiane życie osób chorych na raka. Nie kierował myśli czytelnika na całe zło i niesprawiedliwość świata, na ból, smutek i żal. Przedstawił historię Hazel Grace w możliwie najbardziej przyjemny, ciepły i zabawny sposób. Wykreował wspaniałych bohaterów - inteligentnych, wrażliwych nastolatków z niesamowitą dozą humoru w każdej kieszeni i dystansem do siebie. Potrafili  żartować z siebie, własnych niedoskonałości i swojego losu w najbardziej naturalny i zabawny sposób, jaki przyszło mi kiedykolwiek spotkać. 


Wydawało się, że to było całe wieki temu, jakbyśmy przeżyli krótką, ale mimo to nieskończoną wieczność. Niektóre wieczności są większe niż inne.


Hazel podczas jednego ze spotkań grupy wsparcia, na którą została zmuszona uczęszczać, poznaje Augustusa. Ta znajomość zmienia jej życie o 180 stopni. Przestaje traktować się jak umierającą dziewczynę, martwiącą rodziców i odbierającą im życie prywatne. Zaczyna patrzeć na świat jak prawdziwa nastolatka - buntuje się, wychodzi z domu i wygłupia ze znajomymi. W jej życie wkrada się również pierwsza miłość i związane z nią wybory, z tymże jej wybory są trudniejsze niż wybory większości dziewczyn w jej wieku. Jednak to te trudności sprawiają, że bardziej docenia wszystko co ją spotyka.
Cała historia jest niewątpliwie piękna i warta przeczytania, ale czy spodobała mi się równie mocno jak większości czytelników? Być może przeczytałam tak dużo pochlebnych recenzji o niej i słyszałam już tyle entuzjastycznych reakcji, że oczekiwałam czegoś naprawdę wielkiego, co rzuci mnie na kolana i odbierze mi mowę. Nic takiego się nie stało. Byłam zadowolona z miłej lektury, ale liczyłam na więcej. Chciałam rzewnie płakać nad jej zakończeniem, a pomyślałam o niej jedynie nieco dłużej niż o większości książek i westchnęłam z żalem : "och, co za smutna historia". Czuję się tak jakbym nie miała uczuć w porównaniu do wszystkich... Nie zakochałam się również w Augustusie, co jest chyba wręcz karygodne. Owszem, był przesympatycznym chłopakiem, zabawnym i bezpośrednio wyrażającym swoje uczucia i opinie, a przy tym lubującym się w metaforach. Chwilami był ujmująco dziecinny, a czasami zachowywał się niesamowicie dojrzale. Był świetny jako bohater literacki i przyjaciel Izaaka i Hazel, jednak gdybym znała go osobiście, przypuszczam, że szaleńczo by mnie irytował. A raczej jego metafory, w szczególności ta z czynnikiem niosącym śmierć, któremu nigdy nie dał mocy. Wydawało mi się to zabawne, ale cała ta zabawność nie miała nic wspólnego ze szczerym, sympatycznym uśmiechem.



"Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór."

W każdym razie książka nie szarpnęła mnie za serce, ale nie była zła. Mam zamiar przeczytać ją jeszcze raz, bo czuję, że wówczas zrozumiem i poczuję ją lepiej niż za pierwszym razem.
Póki co brak rzewnego płaczu przy zakończeniu, odbijam sobie piękną piosenką z ekranizacji, która sprawia, że przypominam sobie ujmujące momenty historii Hazel i Gusa, co choć trochę sprawia, że się wzruszam.


PS: Kochani, przepraszam, że coraz rzadziej tu wpadam, ale jestem w nowej szkole, poza tym mieszkam teraz w internacie i choruję na wieczny brak czasu... Strasznie mi przykro, ale na przeprosiny szykuję dla Was małą niespodziankę. ;)

14 komentarzy:

  1. Mi się bardziej podobał film od książki, choć książkę czytało mi się dobrze. Czekam na inne ekranizacje twórczości autora :)

    http://pasion-libros.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe czy byłyby równie głośne jak "Gwiazdy..." . :)

      Usuń
  2. Bardzo się zgadzam z Twoją recenzją :) książka fajna, ale mnie nie porwała, spodziewałam się po niej czegoś więcej. A film podobał mi się jeszcze mniej - strasznie cukierkowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że film zaczęłam, ale wyłączyłam tuż po tym jak dolecieli do Amsterdamu - nie było między nami chemii albo po prostu byłam zbyt zmęczona, żeby zauważyć jego potencjał. Dam mu kiedyś drugą szansę. ;)

      Usuń
  3. Ja obejrzałam film, książki nie miałam jeszcze okazji czytać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że kiedyś ją przeczytasz i podzielisz się odczuciami. ;)

      Usuń
  4. Słyszałam że jest to najlepsza książka Greena ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jest to jedyna książka Greena jaką przeczytałam do tej pory. Miło ją wspominam, tym bardziej, że się wzruszyłam pod jej koniec.

    OdpowiedzUsuń
  6. Na pewno przeczytam książkę, bo bardzo mnie ciekawi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dla mnie książka była bardzo dobra :) ekranizację mam przed sobą ;]

    OdpowiedzUsuń
  8. Dla mnie to jedna z najlepszych książek tego roku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem jej autor nie potrafi DOBRZE pisać. Bo pisać, to umie każdy, ale nie u każdego to jest sztuką. W jednych książkach stosuje mnóstwo dialogów, w drugich opisów, nie potrafi znaleźć złotego środka. Mnie żadna z jego książek nie przypadła do gustu i uważam, że film był lepszy od książki.

    OdpowiedzUsuń
  10. Aj, poluję od dawna na ten tytuł :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za komentarze. Każdy z nich jest dla mnie bardzo ważny i motywuje mnie do dalszej pracy. ;)